29.03.2014 - w końcu wolny dzień + z dobra pogoda. Nie ma co siedzieć w domu czas na rower.
Naszym celem padła Jura krakowsko-częstochowska. W planach była trasa z Jaroszowca do Rabsztyna, następnie powrót tą samą trasą, potem Czubatka. Niestety plany się pokrzyżowały. Maciek wylądował krzywo w piasku i.. wykrzywił koło. Dla niego jazda się skończyła.. tymczasowo ;) Ja z Płomieniem pojechaliśmy dalej. Nie zdążyliśmy objechać wszystkiego czego chcieliśmy ponieważ pociąg którym wracaliśmy jechał już o 13.40. Wróciliśmy, żeby podsumować dzień przy piwku ;) dojechał do nas Maciek.. z nowym kołem.
1. Rano musiałem przygotować rower, w poprzedni wieczór, sen mnie pokonał.
2. Przede wszystkim musiałem odtłuścić hamulce.. najszybszą metodą, za pomocą palnika turystycznego ;D
3. Po wymienia napedu, nowy łańcuch nie chciał dogadać się z zębatką, która już miała swoje lata.. czas w końcu założyć bling bling zębatkę od weeze.
4. Rower gotowy, czas ruszać ;)
5. Dojazd na dworzec w Jaroszowcu, szybki check bike i w trasę!
6.
7.
8.
9. No i tak.. słynna ósemka Maćka ;)
10. "Andrzjeju.. tego się NIE wyklepie... " koniec jazdy Maćka
11.
12. Czas jechać dalej.. długo oczekiwany zjazd.. który nas zaskoczył swoją stromizną i skałami.. część sprowadziliśmy.. zestarzeliśmy się.
13.
14. Żelik energetyczny w pociągu.. który wlekł się 2 godziny do Sosnowca.
15.
16. Koniec, kolejny trip niedługo ;)